Ferrotypia. Czyli w czasach gdy fotografie... rdzewiały
- Napisane przez Bogdan Nowak
- Skomentuj jako pierwszy!
- Czytany 4853 razy
- Wydrukuj
Ferrum, czyli żelazo
Chłopiec dłonie złożył w taki sposób jakby coś w nich trzymał. Trudno jednak dojrzeć o jaki przedmiot mogło ewentualnie chodzić. Na nogach ma krótkie spodnie oraz skórzane bodki. Obok niego siedzi około roczna dziewczynka. Jej naburmuszona minka wskazuje, iż nie jest to dla niej komfortowa sytuacja. Dziecko także ma blond włoski. Jest ubrane w sukienkę, biały, falbaniasty fartuszek oraz pasiaste rajtuzy i zapinane na guzki buciki. Wygląda na to, że dzieci pochodziły z dobrze sytuowanej rodziny. Być może było to rodzeństwo.
To piękne zdjęcie wykonano w fotograficznym atelier. Dekoracja tego miejsca jest w tych czasach dość typowa. Dziewczynka siedzi na studyjnym rekwizycie przypominającym skałę. W tle widać natomiast namalowane budynki oraz jakąś rzeźbę stojącą na postumencie. Dekoracja ma się chyba kojarzyć się ze starożytną Grecją lub Rzymem. Taka sceneria bardzo się wówczas podobała.
Nie wiadomo kim były sfotografowane dzieci oraz w jakim zakładzie fotograficznym wykonano im zdjęcie. Widzimy jednak, że powstało ono na blaszce w pozytywowej technice otrzymywania obrazów fotograficznych zwanej Ferrotypią (z łac. ferrum, czyli żelazo). To ważne spostrzeżenie.
– Ferrotypia to jedna z najwcześniejszych technik fotograficznych. Zdjęcia w ten sposób wykonywano na blaszce pokrytej światłoczułą emulsją – mówi Adam Gąsianowski, fotograf, właściciel Muzeum Fotografii w Zamościu. – Zwykle nie były one zbyt duże. Miały rozmiar 6 na 9 cm, lub mniejszy. Była to technika kosztowna. Za duże rozmiary fotografii trzeba było po prostu wiele zapłacić. Co ważne, w tej technice zdjęcie można było wykonać tylko pojedynczo. Dlatego nie ma możliwości, żeby istniały dwa takie same – nazwijmy je – ferrotypy.
Piękne, bardzo ulotne
Brzegi owej „ferrotypowej” blaszki są nierówne, a nawet poszarpane. Dlaczego? – Fotograf nie przywiązywał do tego wagi. Czasami zresztą przycinano także rogi blaszek, żeby łatwiej mieściły się one w aparacie – tłumaczy Adam Gąsianowski. – Powód był prosty. Takie fotografie oprawiano zwykle w pozłacane lub posrebrzane ramki. Noszono je także m.in. w specjalnych wisiorkach. Zawsze oprawiano je bardzo szczelnie. Chodziło o to, żeby do środka nie dostała się woda, bo to powodowałoby rdzewienie zdjęcia. Dodatkowo rewers fotografii zabezpieczano żywicą.
Jak tłumaczy Adam Gąsianowski, ferrotypia była stosowana od 1850 r. do lat 70., a nawet 80. XIX w. Fotograf-muzealnik bardzo lubi zdjęcia w ten sposób wykonane. – Są piękne, magiczne, jakby pełne jakiejś mocy. Działają jak wehikuł czasu. Subtelne są także ich barwy, które często przenikają ze sobą. To czernie, beże, brązy, szarości, sepia... Gdy te zdjęcia wykonywano trwało jeszcze np. Powstanie Styczniowe, a w USA – wojna secesyjna! Był to okres bardzo ciekawy, ważny i... naprawdę zamierzchły – zachwyca się fotograf.
Pan Adam ma w swoim zakładzie kilkadziesiąt zdjęć wykonanych w tej technice. Do mnie trafiło ostatnio sześć „ferrotypów” (prezentujemy je obok). Szczególnie urzekła mnie opisywana wyżej fotografia dwójki dzieci w fotograficznym atelier. W zbiorze znalazło się także inne zdjęcie chłopca i dziewczynki (stoi ona na krześle). Co ciekawe, na rewersie tej fotografii ktoś wydrapał datę „1869”. Znamy zatem czas wykonania zdjęcia. Niestety, nic więcej o tej fotografii nie wiadomo. – W zdjęciach ferrotypowych częściej niż np. w dagerotypii fotografowano dzieci. Dlaczego? Takie maluchy były ruchliwe, niecierpliwe. Gdy czas naświetlania był długi, trudno było je uchwycić. Natomiast ferrotypia to już umożliwiała – mówi Adam Gąsianowski. – Gdy się to jednak mimo wszystko nie udawało, mówiono, iż zdjęcie było nieudane, poruszone. Dla mnie jednak takie „poruszone” fotografie także mają urok. Świadczą o czymś pięknym i bardzo ulotnym.
Zdjęcia ze zbiorów autora tekstu.