O tych, którzy ocaleli z rzezi
- Napisane przez SŁ/materiał nadesłany
- Skomentuj jako pierwszy!
- Czytany 1120 razy
- Wydrukuj
Podczas rzezi na Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej oraz we wschodnich powiatach Lubelszczyzny i Podkarpacia Ukraińcy zamordowali od 130 do 200 tys. Polaków. Do tej pory zdecydowana większość ofiar nie została po chrześcijańsku pogrzebana, choć mija 80 lat od genocidum atrox, czyli ludobójstwa okrutnego. Kości zamordowanych wciąż spoczywają w dołach śmierci.
Polaków zabijano siekierami i kosami, przerzynano piłami, palono żywcem. Nikogo nie oszczędzano. W zbrodniczej agitacji duchowni greckokatoliccy i prawosławni wykorzystywali czasem biblijną przypowieść o kąkolu w pszenicy, którego trzeba się pozbyć jako chwastu, dając do zrozumienia, że Polacy są jak kąkol.
Zdarzali się szczęśliwcy, którym cudem udało się uniknąć śmierci. To właśnie ich historiom poświęcona jest ta publikacja.
Pani Zofia wraz z młodszym bratem schowała się pod łóżko i dzięki temu oboje przeżyli napad w nieistniejącej już kol. Obłyczyn pod Grabowcem. Ukraińcy zamordowali ich rodziców i trzy siostry.
Pan Stanisław razem z kilkoma mężczyznami wybił otwór, przez który z trudem przedostali się na strych kościoła w Porycku na Wołyniu. Ukraińcy zamordowali około 200 zgromadzonych w świątyni Polaków, w tym matkę, dwie siostry i siostrzenicę pana Stanisława.
Druga pani Zofia ocalała wraz z młodszym bratem dzięki kuzynowi, który – podając się za Ukraińca – wywiózł ich furmanką z obstawionej banderowcami wioski. W Orzeszynie zginęło ponad 300 Polaków, w tym rodzice pani Zofii.
Pan Stefan wygrzebał się spod obornika, którym bandyci przykryli zabitych Polaków w Zamliczach. Stracił przytomność, ale żył. Napad przeżyli też jego rodzice.
Pani Janina wyczołgała się spod ciała zastrzelonej matki. Ukraińcy w Fundumie zabili też jej ojca i brata. Nigdy nie poznała daty swoich urodzin.
Rodzice pani Teresy poprosili, aby została z babcią, a sami, wraz z młodszymi dziećmi, postanowili przedostać się na drugą stronę Bugu. Wytropili ich ukraińscy bandyci i zamordowali pod Aleksandrówką.
W piwnicy schroniła się pani Rozalia. Był z nią starszy brat, którego bandyci wywabili z kryjówki i zabili. Wcześniej zginęli rodzice i malutka siostra, babcia oraz sąsiad. Do mordu doszło w Teresinie.
Rannej podczas napadu pani Leokadii z Aleksandrówki pomógł Ukrainiec z sąsiedztwa. Dzięki niemu trafiła do szpitala. Gdy dochodziła do zdrowia, rodziców i dwoje rodzeństwa zamordowali banderowcy.
Ważną częścią publikacji są relacje świadków ludobójstwa, ale też wspomnienia dzieci i wnuków ofiar rzezi, mieszkających w Szczepiatynie, Szopinku, Horyszowie Polskim, Płoskiem, Gdeszynie, Tarnoszynie, Tomaszowie Lubelskim czy Zamościu, ale też Chełmie czy Olsztynie.
Jeden z rozdziałów pracujący na co dzień w „Kronice Tygodnia” autor poświęcił swojemu ojcu, który działał w Armii Krajowej.
Przedmowę napisał ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. „Na koniec pozwolę sobie przypomnieć hasło Rodzin Ofiar Ludobójstwa: «Nie o zemstę, lecz o pamięć, prawdę i godne pochówki wołają Ofiary Ludobójstwa.» Hasło to jest niezmienne od 80 lat. W tym duchu napisana jest też książka Leszka Wójtowicza, za którą jako krewny pomordowanych Polaków i Ormian serdecznie dziękuję” – napisał zmarły 9 stycznia kapłan.
Po książkach „Później szatan wstąpił w ludzi. Zapiski nie tylko z Wołynia” oraz „Wózkiem do nieba. Rzecz o siostrze zakonnej i sierotach zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich pod Sahryniem”, „Kąkol na dożynkach” jest trzecią publikacją Leszka Wójtowicza poświęconą rzeziom dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach. Książkę wydało lubelskie Norbertinum.
Autor ma w swoim dorobku również trzy tomiki poezji, w tym wydany pod koniec 2023 r. tomik „Zgodnie z rozkładem”, którego promocja odbyła się 9 stycznia w Książnicy Zamojskiej. O wszystkie książki można pytać w zamojskich księgarniach.