Reklama
Reklama

Tresowany niedźwiadek z Czermna

Bożena Gwiazdowska-Nowak ogląda profil wykopu archeologicznego Bożena Gwiazdowska-Nowak ogląda profil wykopu archeologicznego
Pochodzące z wykopalisk archeologicznych szczątki zwierzęce, są jednym z najważniejszych źródeł wiedzy o obyczajach... ludzi, którzy żyli m.in. w średniowiecznych miastach i osadach. To dotyczy także Czermna, potężnego grodu utożsamianego ze stolicą legendarnych „Grodów Czerwieńskich”. Podczas prac archeologicznych znaleziono tam jakiś czas temu niezwykły kieł niedźwiedzia. Warto o nim odpowiedzieć. Średniowiecznemu misiowi z Czermna zamocowano na kieł metalową pętlę, do której przytwierdzano powróz. Dzięki takiemu sposobowi „oprzęgania” niedźwiadek musiał być posłuszny człowiekowi (pociągnięcie sznura wywoływało u zwierzęcia ból). Z czasem ząb – wraz ze zwierzęciem – urósł, a od ucisku metalu się lekko zniekształcił. Stąd wiadomo, że pętla nie została założona np. po śmierci zwierzęcia.

Jaki z tego wniosek? Średniowieczne Czermno musiało być potężnym ośrodkiem, skoro jego mieszkańców stać było na utrzymywanie i zabawę z tresowanymi niedźwiedziami.

Siedziba dostojników
„Do tej pory w źródłach nie ma analogii takiego sposobu przymuszania niedźwiedzia do posłuszeństwa (tak jednak postępowano ze średniowiecznymi świniami – przyp. red.)” – pisze Bożena Gwiazdowska-Nowak z Zamościa, która badała ów ząb średniowiecznego niedźwiedzia. „W dotychczasowych opracowaniach archeozoologicznych (zajmujących się szczątkami zwierzęcymi – przyp. red.) nie spotyka się takiego śladu na zębach niedźwiedzi”.

Czermno było bez wątpienia jednym z najważniejszych kompleksów osadniczych w średniowiecznej Polsce. Jest ono uważane z dawną stolicą Grodów Czerwieńskich – Czerwieniem (o takim grodzie wspominał Nestor, ruski kronikarz żyjący w latach 1056-1116). W skład tego kompleksu wchodziło duże, wybudowane w połowie X wieku – pod polskim panowaniem – grodzisko o widocznych do dziś wałach (mają one wysokość 6 metrów). Miało ono strzec polskie pogranicze przed najazdami z Rusi i było m.in. ważnym ośrodkiem handlowym.

Grodzisko było badane w 1952 r. przez ekipę archeologiczną pod kierunkiem prof. Konrada Jażdzewskiego, a potem (w latach 1974-79) pod kierunkiem doktora Jana Gurby. Na jego majdanie oraz na podgrodziach odnaleziono ślady murowanych budowli, które uznano za pozostałości świątyń. W sąsiedztwie odkryto cmentarz szkieletowy oraz wiele zabytków m.in. bizantyjsko-ruskich. Była to m.in. kamienna ikona z wyobrażeniem Chrystusa, tzw. enkolpiony (kapsuły noszone przez chrześcijan zawierające m.in. cytaty z Biblii czy relikwie), biżuteria oraz fragmenty glinianych naczyń.

Obok grodziska (zwanego też „zameczkiem”) funkcjonowało rozległe, obwałowane podgrodzie oraz kilka otwartych osad. Były one połączone groblami i solidnymi, drewnianymi pomostami. W 1976 r. w jednej z tych osad (archeolodzy nazwali je „stanowiskiem nr 3”) przeprowadzono wykopaliska. Kierował nimi dr Jan Gurba. Odkryto wówczas (niedaleko zabudowań rodziny Błaszczaków) część kolejnego cmentarzyska, fragmenty chaty oraz m.in. dużą ilość ceramiki (były to części potłuczonych, glinianych naczyń). Stanowisko datowano na XII-XIII wiek, natomiast samo cmentarzysko – na początek XIV w.

Krówka, świnka, misio
Nic dziwnego, że takie miejsce budziło zainteresowanie miłośników historii i naukowców. W 1997 r. na stanowisku nr 3 przeprowadzono kolejne badania. Kierowała nimi dr Irena Kutyłowska, specjalizująca się w archeologii średniowiecza (w badaniach uczestniczył także autor tego artykułu, wówczas student archeologii). Tym razem wykopy założono na wschodniej części – jak to określono „wyniesienia”, czyli po prostu pagórka, gdzie istniała kiedyś osada. Na ludzkie szczątki tym razem nie natrafiono (oprócz jednej kości). Znaleziono za to pozostałości budowli, które określono jako warsztaty rzemieślnicze. Odkryto też noże, szydła, przęśliki (ciężarki używane przez tkaczy), kabłąki wiader oraz m.in. fragmenty dużego pieca, który – jak zauważyła dr Kutyłowska – „wykorzystywał najczęściej wiejące na tym terenie wiatry północno –zachodnie i nie stanowił zagrożenia ogniowego dla grodu”.

Nie tylko. Podczas prac odkryto także liczne szczątki kostne zwierząt. Było ich w sumie 1538. Opracowała je Bożena Gwiazdowka-Nowak, wówczas studentka, a potem magister archeologii na Uniwersytecie Warszawskim. Z jej badań wynika, że większość zidentyfikowanych kości należało do bydła (widać mieszkańcy Czermna byli miłośnikami wołowiny). Mniej było szczątków (głównie kości głowy i tułowia) świń, koni oraz psów. Na stanowisku odkryto też kości 9 gatunków dzikich zwierząt (jeleni, dzików, saren, zajęcy oraz tura i żubra). Znaczna część tych kości „miała charakter gotowych narzędzi” (były to kościane łyżki, płozy do sań, oprawki narzędzi itd.) – co mogło potwierdzać rzemieślniczy charakter osady.

Odkryto też szczątki niedźwiedzi (było ich w sumie 9). Wśród nich znalazł się niezwykle ciekawy kieł średniowiecznego misia, który dla archeologów był wielkim zaskoczeniem. Dlaczego? Były na nim charakterystyczne deformacje – ślady po metalowej pętli. Jak wywnioskowano, zamocowano ją, gdy niedźwiadek był mały (potem ząb został przez metal zniekształcony). Było to pierwsze tego typu znalezisko archeologiczne nie tylko w Polsce (nie znaleziono wcześniej żadnych przekazów historycznych na temat takiego sposobu przymuszania do posłuszeństwa niedźwiedzi). Może ono świadczyć – obok innych znalezisk archeologicznych – o dużej randze starego grodziska z okolic Tyszowiec oraz... pomysłowości dawnych mieszkańców Czermna.

Nigdy nie zażywają spokoju...
„Zetknięcie człowieka z niedźwiedziem nie zawsze odbywało się na stopie nieprzyjaznej. Od kilku tysiącleci podejmowane były starania oswojenia zwierza, chowania go wśród ludzi i przyuczania do posług” – pisał w jednej z książek historyk Ryszard Kiersnowski. – Nie doszło wprawdzie do pełnego udomowienia niedźwiedzi i do jego hodowli, ale dzięki podatności na tresurę trafił on do wielu osiedli i domostw, jako jeden ze stałych współmieszkańców”.

We wczesnym średniowieczu niedźwiedzie były używane głównie „jako podarki wymieniane pomiędzy władcami”. W Europie najbardziej cenione były – ze względu na swoją egzotykę – niedźwiedzie białe. Sprowadzane je z Grenlandii lub Islandii (takie stworzenie otrzymał np. cesarz Henryk III w darze od biskupa Islandii). Potem jednak przekonano się także do zwykłych, brunatnych niedźwiedzi, które trzymano w tzw. menażeriach władców oraz m.in. w klasztorach.

Były one traktowane jak maskotki, podnoszące prestiż dostojników (mogli się nimi pochwalić np. wielcy mistrzowie krzyżaccy w Malborku, książęta Lotaryngii, a potem m.in. Stefan Batory, król Polski). Pełniły też rolę domowych stróżów. Jednak zwierzęta bywały agresywne, nieprzewidywalne. Albert Wielki, XIII – wieczny teolog, filozof i święty kościoła katolickiego pisał że schwytane niedźwiedzie bywają oswajane. Jednak może to mieć fatalne skutki. „Są bardzo zabawne, lecz łatwo wpadają w złość i zabijają ludzi – tłumaczył Albert Wielki.

Próbowano je poskromić. Jeden z niemieckich kronikarzy pisał, że niedźwiedzie są oślepiane „przy użyciu naczynia wypełnionego żarem”, lub żelaznego pręta (dzięki czemu podobno pokorniały – przyp. red.), uwiązywało się je na łańcuchach, „poskramiało za pomocą razów” (uderzeń kija) i... przymuszano do zabawy. Efekt? Według kronikarzy oswojone misie „nigdy nie zażywały spokoju”. „Takie zwierzę jest bardzo ruchliwe i niespokojne, cały dzień krąży dookoła słupa, do którego jest przywiązane łańcuchem” – czytamy w jednej z relacji „Ssie i liże swe łapy z wielkim upodobaniem”.

Niedźwiedziom mocowano specjalne obroże na szyjach, na których były zaczepy. Przyczepiano do nich liny lub łańcuchy. Drugi ich koniec zaczepiano do słupów, które ustawiana na miejskich placach lub dziedzińcach. Czasami przytwierdzano im także w nozdrzach metalowe kółka. Do nich także przyczepiano sznury. Aby zmusić zwierzę do posłuszeństwa, ciągnięto za nie... Wtedy miś zwijał się z bólu, ryczał, ale był posłuszny. W tresurze stosowano też system nagród (za dobrze wykonane zadania dawano niedźwiedziom smakołyki) i kar (okładano je drewnianymi pałkami). Dzięki takiemu „wychowaniu” dzikich zwierząt można było osiągnąć niezwykłe rezultaty.

Taniec z misiem
Sławę zyskała np. niedźwiedzica trzymana w Trokach przez Zygmunta, wielkiego księcia litewskiego. Kronikarz Jan Długosz pisał, że wychodziła ona często do lasu, a gdy wracała „do łoża książęcego wolny był jej przystęp”. Było to stworzenie „ugłaskane”, łagodne i wierne jak pies. Niedźwiedzie nie zawsze były jednak maskotkami czy straszakami na złodziei. Wykorzystywano je też do pracy. Transportowały one np. głazy na wysokie mury czy obracały specjalne koła, wyciągając w ten sposób wodę z miejskich studni. Czasami popisywano się też ich innymi umiejętnościami.

Niektóre niedźwiedzie można było np. nauczyć chodzenia na dwóch nogach, tańczenia przy muzyce czy podawania naczyń biesiadującym ludziom. Urządzano też pokazy, na których misie zmuszano do siłowania się ze sobą oraz... „noszenia nawzajem na plecach”. Tresurą takich niedźwiedzi zajmowali się tzw. niedźwiednicy. Wędrowali oni ze swoimi czworonożnymi pupilami po jarmarkach. Trafiali także m.in. na pańskie i królewskie dworu.

Pierwsza wzmianka o takim pokazie pochodzi z 1478 r. W księdze skarbowej księcia mazowieckiego Janusza II pod datą 3 maja zanotowano nietypowy wydatek: „15 groszy dla Rusinów, którzy przybyli z niedźwiedziami, by zabawiać księcia pana”. Być może ci sami niedźwiednicy pojawili się kilka miesięcy później w rachunkach królewskich Kazimierza Jagiellończyka. 25 lipca 1478 r. władca przebywał w Sandomierzu. „Tegoż dnia dałem Rusinom z niedźwiedziem jedną grzywnę (48 groszy)” – czytamy w tym dokumencie. A w zapiskach z 4 sierpnia zanotował: – „Dla Rusinów z niedźwiedziem złotego (30 groszy).

Pokazy dla króla musiały być „dobrej jakości”. Bo i niektóre misie potrafiły bardzo dużo. Istniały nawet specjalne szkoły zajmujące się tresurą tych zwierząt (trwała ona nawet 6 lat!). Zwano je „akademiami niedźwiedzi”. Taka szkoła funkcjonował np. w Smorgoniach, niedaleko Wilna. Nie wiadomo jakich sztuczek wyuczono misia z Czermna. Jednak sposób w jakim trzymano go na uwięzi i – być może – poddawano tresurze (za pomocą pętli na zębie) był nietypowy. Co to może oznaczać? Niewykluczone, że miś był złapany w okolicznych lasach a sposób jego oprzęgania... to miejscowy wynalazek. Nie wiadomo także do jakich celów ów niedźwiedź mógł być w Czermnie wykorzystywany.

Stary gród Czerwień został opuszczona nagle. Uważa się, że w 1240 r. Czermno zniszczyli Mongołowie pod wodzą Batu-Chana. Zrównane z ziemią grodzisko nigdy nie zostało odbudowane. Upadło. Jego polityczo-administracyjną funkcję przejął Bełz oraz pobliskie Tyszowce i Hrubieszów. O tym co się tam niegdyś działo dowiadujemy się z badań archeologicznych, które co jakiś czas są na tym niezwykłym, bardzo ciekawym stanowisku wznawiane. Nadal dochodzi tam do fascynujących odkryć, które są potem szeroko komentowane w prasie.

W 2016 r. powstała także obszerna monografia pt. „Wczesnośredniowieczny zespół osadniczy w Czermnie w świetle wyników badań dawnych”. Publikacja została wydana w 2016 r. pod redakcją Marka Florka i Marcina Wołoszyna. Można tam także poczytać m.in. o sympatycznym niedźwiadku z Czermna.

Bogdan Nowak

 

Skomentuj

- Treść komentarza powinna być związana z tematem artykułu.
- Komentarze naruszające netykietę będą usuwane.
- Portal ezamosc.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
- Użytkownik publikując komentarze reprezentuje własne poglądy i opinie, biorąc pełną odpowiedzialność karną i cywilną za publikowane treści.
- Pola wymagane są oznaczone *
- Twój adres email nie będzie opublikowany
- Korzystając z opcji 'komentarz', akceptujesz zasady regulaminu i politykę prywatności.
- Aby dodać komentarz, musisz zaznaczyć pole "Nie jestem robotem", tym samym potwierdzasz, że akceptujesz zasady regulaminu

Powrót na górę

Narzędzia

Follow Us

Reklama

ezamosc.pl

Polecamy

Sekcje