Reklama

Nie ulegaj kaprysowi zmysłów!

foto: archiwum Bogdana Nowaka foto: archiwum Bogdana Nowaka
„Wielką i istotną cechą, i zaletą kobiety są miękkość, tkliwość, serdeczność, owo to, co określamy ogólnym mianem kobiecości” – pisał M. Zawadzki w swoim nieocenionym „Przewodniku zakochanych, czyli jak zdobyć szczęście w miłości i powodzenie u kobiet”. To ponad stustronicowe dziełko powstało w 1903 r. Autor opisywał w nim przeróżne sposoby na zdobycie przychylności płci niewieściej, zawarł garść ostrzeżeń przed pokusami związanymi z ich urodą i wdziękiem, przykłady rozmówek towarzyskich oraz m.in. wzory listów miłosnych. Dzięki takim wskazówkom można było łatwiej przebrnąć nie tylko przez „trudy” młodzieńczych miłości, ale także zdobyć serca nadobnych pań w wieku „balzakowskim” (czyli ok. 40 lat) oraz starszym. „Przewodnik zakochanych...” pokazuje także jak zmieniały się w ostatnim stuleciu obyczaje towarzyskie, gusta, a nawet moda.

Istoty poniżej wszelkiego poziomu
„Kobiecość ujawnia się we wszystkim: zarówno w spojrzeniu, jak i w słowie, zarówno w ubraniu, jak i urządzeniu domu. Panny nie posiadające tej pięknej zalety, wyszedłszy za mąż, będą kłótliwemi (pisownia oryginalna – przyp. red.), pretensyonalnemi i despotycznymi żonami (...)” – pouczał autor poradnika. „Smak estetyczny i do pewnego stopnia (lecz bez przesady) zmysł artystyczny kobiety wpływa bez wątpienia ma szczęśliwe pożycie w małżeństwie. Ujawnia się (on) w gustownem urządzaniu mieszkania, zamiłowaniu porządków, upodobaniu w kwiatach, dbałości o własną osobę (schludna gustowna suknia, zaczesanie głowy). Zmysł artystyczny wolałbym widzieć u kobiety raczej w formie znajomości i zamiłowania do sztuki, aniżeli w formie jej udziału na polach artystycznych”.

Zdaniem autora poradnika, zmysł artystyczny mógł być bardzo niebezpieczny. Mógł on prowadzić np. do nadmiernego rozpalenie zmysłów, a co za tym idzie – zaniedbywania domowych obowiązków. To było niedopuszczalne. Dlatego mężczyzna zawsze powinien być w tej „materii” – jak i w wielu innych – czujny i raczej bezwzględny. Co można było zrobić? „Niech więc twoja żona czyta – lecz niech sama, broń Boże, nie pisze! Niech lubi i zna się na muzyce i teatrze – lecz poza amatorskiem domowem graniem na fortepianie niech nie marzy o laurach wirtuozerstwa (...)” – ostrzegał czytelników płci męskiej M. Zawadzki.

A w innym miejscu dodał. „Człowiek pojmujący życie i jego obowiązki poważnie nie powinien nigdy lokować uczuć swoich u kobiet, których (...) zawód nie daje rękojmi, że będą dobremi żonami i matkami. Mam tu na myśli przede wszystkim artystki i aktorki (...). Nie mówimy już o szansonistkach, tak zwanych artystkach baletu, cyrku itd. Są to istoty stojące już niżej wszelkiego poziomu i obserwacyi porządnego człowieka, o czem chyba już pisać zbytecznie”.

Zatem jednym z nielicznych, publicznych pól na których mogła się wykazać mająca zmysł artystyczny kobieta z początków XX w. była moda. A ta bardzo się w tym czasie zmieniała. W sukniach „porannych i domowych” coraz mniejszą wagę przywiązywano do szczupłości w talii. Popularny stawał się także kostium nazywany „trotteur”. Nowością była w nim m.in. sięgająca „tylko” do ziemi (a nawet pięć do sześciu centymetrów wyżej!) spódnica, która ułatwiała paniom chodzenie. W kobiecych żakietach pojawiły się wysokie kołnierze oraz rozszerzane u dołu rękawy „ujęte” mankietem w nadgarstku.

Koronki, hafty, pikowania
„Sylwetka, dzięki całkiem nowemu fasonowi gorsetu (na odrzucenie tej części kobiecej garderoby trzeba było jeszcze trochę poczekać – przyp. red.) i krojowi stanika, została silnie wybrzuszona na biuście, co wywoływało niezliczone kpiny karykaturzystów” – zauważył Francosis Boucher w swojej „Historii mody”. „Na wysoko upięte włosy zakładano wielkie kapelusze przepasane wstążką i przybrane z tyłu kwiatami”.

Bardzo strojne były głównie toalety wieczorne (nadal stosowano hafty, koronki, aplikacje, lamówki czy pikowania)”. Na spacer po mieście kobiety ubierały się skromniej, ale elegancko. Modnisie nakładały zwykle na siebie długie lub krótkie płaszcze. Szyto je zwykle z sukna. Na początku XX w. coraz bardziej popularne stawały się także futra. Droższe były z soboli czy szynszyli, tańsze np. z... kreta. To wszystko zmieniało powoli kształt kobiecej sylwetki.

„Linia sinusoidalna zanikła ok. 1910 r. Projektanci mody odeszli od lansowania sztywnego gorsetu. Powrócono do wysokiej talii i prostej linii (...)” – pisał Boucher. „Oczywiście wąskie, niezbyt praktyczne suknie, szyte zazwyczaj z ciemnych materiałów, niezbyt nadawały się do noszenia na co dzień. Niebawem pojawiły się na nich dyskretne rozcięcia u dołu spódnicy, plisy oraz ukryte w szwach gumki, zapewniające większą swobodę ruchów (...). Bielizna (...) w znacznie mniejszym stopniu zmieniała się niż reszta ubioru. W ciągu XIX w. stała się (jednak) bardziej elegancka i wyrafinowana”.

To wszystko było nowe, ekscytujące. Tak o tych nowatorskich zmianach pisano w poczytnym czasopiśmie „świat” (w numerze z marca 1911 r.). „Moda kobieca jest istotą niezwykle kapryśną. Wystarczy przerzucić choćby żurnale mód z ostatniego pięćdziesięciolecia, aby się o tym przekonać” – notował żurnalista podpisujący się inicjałami „ST”. „Niemal rok każdy przynosi zmiany, niemal każdy tworzy nową modę, i na nowo napełnia kalety właścicieli magazynu strojów kobiecych. Bo moda jest też obowiązującą. Nie można ubierać się niemodnie, chociażby dana moda nie odpowiadała naszemu gustowi, nie można wyłamać się spod jej władzy”.

Szukaj dozgonnej towarzyszki
Dziś wiadomo, iż moda była jedną z form emancypacji kobiet. Także dlatego osoby o bardziej konserwatywnych poglądach godziły się na takie zmiany z oporami. Ks. Feliks Bodzianowski w książce pt. „Pełnia życia. Młodym Polkom i ich wychowawcom ku rozwadze” wprost ostrzegał przed skutkami takich modowo-obyczajowych zmian. „Moda wszechpotężną jest panią, ale rzadko łaskawą” – skonstatował. „Ile rodzin wtrąciła już w przepaść nieszczęścia, ile kobiet uwiodła do lekkomyślności, ile dziewcząt niewinnych sprowadziła na ulicę! (...). Suknia odpowiadająca stanowi swej właścicielki, powinna zazwyczaj także odpowiadać jej środkom finansowym, bo rozrzutność na strój jest po prostu grzechem (...). Nie wszystko, co dzisiaj kobiety czynią w imię mody, jest piękne, nie wszystko odpowiada zasadom moralności!”.

Jednak to właśnie strojne, szykowne i nie zawsze do końca moralne kobiety (jakimś cudem) podbijały serca i wyobraźnię wielu mężczyzn, także tych o konserwatywnych poglądach. Przed tym także ostrzegano panów w poradnikach z początku XX w. Panie były natomiast traktowane raczej dość przedmiotowo, chociaż dla niektórych pisano wiersze i obrzucano je kwiatami.

„Nie powierzajmy przyszłości naszej ślepemu, a częstokroć błędnemu porywowi serca lub kaprysowi zmysłów” – pisał M.A. Zawadzki. „A bez wątpienia szukając dozgonnej towarzyszki, znajdziemy dużo przyzwoitych i wzorowych panien, łączących z urodą i wdziękiem młodość, stateczność i zacność charakteru”.

Na fot. francuskie pocztówki z pierwszych lat XX w.

Skomentuj

- Treść komentarza powinna być związana z tematem artykułu.
- Komentarze naruszające netykietę będą usuwane.
- Portal ezamosc.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
- Użytkownik publikując komentarze reprezentuje własne poglądy i opinie, biorąc pełną odpowiedzialność karną i cywilną za publikowane treści.
- Pola wymagane są oznaczone *
- Twój adres email nie będzie opublikowany
- Korzystając z opcji 'komentarz', akceptujesz zasady regulaminu i politykę prywatności.
- Aby dodać komentarz, musisz zaznaczyć pole "Nie jestem robotem", tym samym potwierdzasz, że akceptujesz zasady regulaminu

Powrót na górę

Sekcje

Polecamy

ezamosc.pl

Reklama

Narzędzia

Follow Us